Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/51

Ta strona została skorygowana.

— Trudno zatem przypuścić, aby ów człowiek mógł się w niej utopić próbując przejść.
— Nie, nie utopiłoby się tu nawet dziecko.
Przebyliśmy most zwodzony i wpuszczeni zostaliśmy do środka przez cudaczną, suchą i wychudzoną osobistość, to jest przez piwniczego Amesa. Biedny stary był blady i drżący z przerażenia. Sierżant miejski, wysoki, sztywny, melancholiczny mężczyzna trzymał wciąż jeszcze straż na miejscu zbrodni. Lekarz odjechał.
— Jest coś nowego, sierżancie Wilsonie? — zapytał White Mason.
— Nie, sir.
— A zatem możecie iść do domu. Jesteście zmęczeni. Poślemy po was w razie potrzeby. Piwniczy niech zaczeka za drzwiami. Tak będzie lepiej. Powiedzcie mu, aby zawiadomił Mr. Cecila Barkera, panią Douglasową i zarządczynię, że może ich będziemy chcieli przesłuchać. A teraz pozwólcie, panowie, że przedstawię rzecz z mojego punktu widzenia, a potem wy wypowiecie swoje zdanie.
Zrobił na mnie dobre wrażenie ten miejscowy specjalista. Oceniał fakty pewnie i miał umysł trzeźwy, spokojny, prosty, który mógł utorować mu drogę w jego zawodzie. Holmes słuchał słów jego z uwagą bez oznak tego zniecierpliwienia, jakie tak często wywołuje urzędowy mówca.
— Samobójstwo, czy morderstwo — to nasze pierwsze pytanie, nieprawdaż panowie? Gdyby to było samobójstwo, trzebaby przyjąć, że człowiek ów zdjął najpierw i ukrył swoją obrączkę ślubną, że przyszedł tu w szlafroku, deptał zabłoconemi butami w kącie poza firanką, aby upozorować, że czekała tu na niego jakaś osoba, otworzył okno, poplamił krwią...