Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/54

Ta strona została skorygowana.

— Bardzo ciekawe, ale trochę nieprzekonywujące.
— Człowieku, chociażby to był nonsens, wszelka inna kombinacja byłaby jeszcze gorszą — zawołał Mac Donald. — Ktoś zabił człowieka, ale ktokolwiekby to był, mógłbym panu udowodnić, że zabiłby go w inny sposób. Pocóż miał uciekać przez fosę, kiedy łatwo możnaby mu wówczas przeciąć drogę? Pocóżby miał używać strzelby, kiedy cisza dawałaby mu szansę ucieczki? Nie, Mr. Holmes, na pana kolej użyczyć nam wskazówek, kiedy teorja Mr. White’a Masona nie przemawia panu do przekonania.
Holmes siedział, przyglądając się bacznie w ciągu tej długiej rozmowy, zwracając uwagę na każde wypowiedziane słowo, strzelając bystremi oczyma na lewo i prawo i marszcząc w zadumie czoło.
— Chciałbym poznać fakty, zanim zdobędę się na teorję, Mr. Mac — rzekł, klękając przy trupie. — W istocie, te rany są straszliwe. Czy nie moglibyśmy poprosić na chwilę piwniczego? Ames, o ile wiem, widzieliście często to niezwykłe piętno, wypalony żelazem trójkąt w kole, na przedramieniu Mr. Douglasa?
— Często, sir.
— Nigdy nie słyszeliście, co ma oznaczać?
— Nie, sir.
— Wypalenie znaku tego musiało być bardzo bolesne, gdyż jest on bezwątpienia wypalony. A teraz widzę, Ames, że na szczęce Mr. Douglasa przylepiony jest mały plaster. Czy zauważyliście go za życia?
— Tak, sir; zaciął się przy goleniu wczoraj rano.
— Czy często się zacinał?