Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem, co to znaczy — odpowiedział. — Ale, jeśli pan uważa, że rzuca to jakiś cień na cześć tej damy — jego oczy zabłysły na chwilę, ale z niezwykłym wysiłkiem zdołał się opanować — to... jest pan w błędzie.
— Nie mam na razie zamiaru stawiać panu dalszych pytań — rzekł Mac Donald zimno.
— Tylko jeden mały szczegół — zauważył Sherlock Holmes. — Kiedy pan wszedł do pokoju, paliła się w nim tylko jedna świeca, nieprawdaż?
— Tak jest.
— Przy świetle jej spostrzegł pan, że stało się coś strasznego?
— Właśnie.
— Zadzwoniłeś pan zaraz po pomoc?
— Tak.
— I pomoc zaraz nadbiegła?
— W przeciągu niespełna pół minuty.
— A jednak stwierdzono, kiedy zjawiła się służba, że świeca była zgaszona, a paliła się lampa. To ciekawe.
Barker zdawał się być nieco zakłopotanym.
— Nie sądzę, aby to było ciekawe, Mr. Holmes — odpowiedział po chwili. — Świeca rzucała złe światło. Pierwszą myślą moją było postarać się o lepsze. Zapaliłem zatem stojącą na stole lampę.
— I zgasił pan świecę?
— Właśnie.
Holmes nie stawiał żadnych więcej pytań, a Barker obrzucił nas po kolei bystrym wzrokiem, w którym, jak mi się zdawało, czytałem do nas nieufność, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Inspektor Mac Donald posłał kartkę z zawiadomieniem do pani Douglas, czy zechce nas przyjąć