Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/77

Ta strona została skorygowana.

Siedział z ustami pełnemi ciasta i oczyma błyszczącemi złośliwie, obserwując moje zakłopotanie. Widok jego wpaniałego apetytu był dowodem sukcesu, przypominałem sobie bowiem doskonale dnie i noce bez jedzenia, kiedy jego znękany umysł wysilał się na rozwiązanie jakiejś zagadki, podczas gdy szczupła wyrazista twarz zaostrzała się w ascetyzmie wyczerpującej mózg pracy. W końcu zapalił fajkę i siedząc w kącie starej, wiejskiej oberży zaczął mówić powoli i jakby od niechcenia: o wypadku, raczej wypowiadając głośno swoje myśli, niż zdając mi sprawozdanie.
— Kłamstwo, Watsonie — wielkie, ordynarne, narzucające się, bezwzględnie kłamstwo — oto, z czem spotykamy się na progu. To jest naszym punktem wyjścia. Cała historja, opowiedziana przez Barkera, jest kłamstwem. Ale historię Barkera potwierdza pani Douglas. A więc i ona kłamie. Kłamią oboje, gdyż się tak umówili. Stoimy teraz wobec zagadnienia — dlaczego kłamie i jaką jest prawda, którą starają się tak usilnie ukryć? Spróbujmy, Watsonie, ty i ja, oznaczyć, co jest kłamstwem i jak się przedstawia prawda.
— Skąd wiem, że kłamią? Ponieważ mamy do czynienia z niezręcznie ułożoną historją, która nie może być prawdziwą. Zastanów się! Według tej historii morderca miał mniej niż minutę czasu po dokonaniu zbrodni na zerwanie obrączki z palca trupa, która była pod drugim pierścionkiem; włożenia z powrotem drugiego pierścionka — czegoby nigdy nie zrobił — i porzucenia tajemniczej kartki obok ofiary. Twierdzę, że jest tu zupełne niepodobieństwo. Możesz się sprzeczać — ale zbyt wysoko cenię twój sąd, Watsonie, abym przypuszczał, że będziesz mó-