Strona:PL Doyle - Ezaw i Jakób.pdf/42

Ta strona została uwierzytelniona.

jechał dalej. Więc cóż się stało? Przecież nie znać tu śladu innego człowieka! Bydło na ścieżce! Trudno przecież przypuścić, że został powalony rogami byka. To niemożliwe, absolutnie wykluczone. A jednak prócz niego nie było tu nikogo więcej. Musiałby był pozostawić ślady. Więc teraz naprzód Watsonie! Teraz mając za przewodnika ślady krwi i odcisk kół roweru, nie stracimy go już z oczu.
— Patrz, patrz — mówił Holmes, mając wzrok ciągle utkwiony w linię wyciśniętą kołami roweru — tu, w tem miejscu, jadący niewątpliwie zaczął przyspieszać szybkość jazdy. To widoczne i zupełnie zrozumiałe. Spojrzyj tylko na ten odcisk, w którym wyraźnie widać ślady obu kół: oba ślady są równie głębokie. Można to wytłómaczyć tylko w ten sposób, że jadący przeniósł ciężar swego ciała na kierownik i na koło przednie, jak to zawsze się dzieje, gdy chcemy szybciej jechać. Tam do dyabła! A to co znowu? Przewrócił się?!
Poszukiwanie nasze nie trwało bynajmniej długo.
Ślady kół roweru zaczęły zataczać na mokrej i błyszczącej od wilgoci ścieżce coraz bardziej fantastyczne kręgi. Nagle, spojrzawszy przed siebie, dojrzałem błysk metalu w pośrodku gęstych zarośli. Wyciągnęliśmy z nich rower z pneumatykami systemu Palmers. Pedał był zgięty cała przednia część straszliwie umazana krwią i błotem. Z przeciwnej strony zarośli widać było