Strona:PL Doyle - Ezaw i Jakób.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

żadnej ścieżki. Tamten drugi cyklista mógł nie mieć nic do czynienia z właściwym mordercą, zaś dokoła niema żadnych śladów ludzkiej stopy.
— Ale to niemożliwe! — zawołałem.
— Bardzo dobra uwaga. To w istocie niemożliwe. Sam to właśnie stwierdzam raz jeszcze. I dlatego mój sposób przedstawiania rzeczy musi być w jakimś punkcie fałszywy. Ale widziałeś sam wszystko. Gdzie tu może kryć się omyłka?
— A może nauczyciel rozłupał sobie czaszkę, upadając z roweru w pełnym biegu?
— Jakto na bagnie?
— W takim razie moja mądrość zupełnie wyczerpana.
— No, no, tylko nie rozpaczaj! Rozwiązywaliśmy już trudniejsze zagadki. Tu mamy przynajmniej bogaty materyał! Idzie tylko o to, aby go wyzyskać jak należy. Dlatego chodź teraz za mną. Z Palmera wyciągnęliśmy już wszystko co się dało. Teraz musimy zobaczyć, co nam da ów połatany Dunlop.
Stanęliśmy na tropie i poszliśmy po nim kawał naprzód. Wkrótce jednak bagniska utworzyły wielki zakręt porosły zielskiem, a rzeczułka pozostała za nami w tyle. Tu już nie było żadnych śladów Dunlopa. Ostatni ślad, z miejsca gdzie się gubił, mógł prowadzić zarówno do Holdernesse Hall, którego wieżyce widzieliśmy na lewo o parę mil w oddali, albo też do małej, szarej