Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/69

Ta strona została uwierzytelniona.

frasobliwy, stanowiący dziwne przeciwieństwo z całą tą sprawą ohydną, która nas tu ściągnęła.
— Panowie wciąż jeszcze swoje? — zwrócił się wesoło do Holmsa, — sądziłem, że panowie z Londynu szybko takie sprawy spychacie. Widocznie się omyliłem.
— Dajże nam pan trochę czasu! — rzekł Holms, także się uśmiechając.
— Ba! sądzę, że wiele go jeszcze będzie potrzeba! — rzekł młody Kuningam, — przecież dotychczas nie mamy żadnych dowodów potępiających, — ani nawet śladów zabójcy.
— A! przepraszam pana! mamy jeden, niezmiernie ważny, — zaprzeczył inspektor, — pozostaje nam jedynie... Mister Holms! Co panu? Na Boga!
Twarz mego przyjaciela zmieniła się naraz nie do poznania. Oczy stanęły mu w słup, twarz drgała konwulsyjnie, wreszcie upadł z jękiem na ziemię, całkiem bez czucia.
Zatrwożeni tym raptownym atakiem, zanieśliśmy go do kuchni i złożyliśmy na stołku szerokim; po chwili przyszedł do siebie i rzekł stropiony:
— Watson mówił to panom zapewne, żem nie dawno przechodził ciężką chorobę. Wogóle jestem skłonny do ataków nerwowych.