Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 02 - Tajemnicze morderstwo nad jeziorem.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

wcisnął w trawę i po chwili wydał lekki, znany mi okrzyk zadowolnienia. Długo leżał na ziemi, przeszukiwał liście, badał suche opadłe gałązki, zebrał nawet, jak mi się zdaje, trochę prochu z ziemi w kopertę i obejrzał przez lupę nietylko grunt i trawę lecz także i korę drzewa jak tylko mógł dostać wysoko. We mchu leżał spiczasty kamień. Podniósł go i schował. Później udał się jakąś ścieżyną przez las aż do gościńca, gdzie już ślad znikł zupełnie.
— Był to bardzo oryginalny i zajmujący wypadek! zauważył, przybierając znów zwykłą minę — zdaje mi się, że ten szary dom tam musi być domem dozorcy. Wejdę tam, aby pomówić parę słów z nimi, a może i napisać parę wierszy. Idźcie panowie przeto do powozu, ja was dogonię.
Niespełna w dziesięć minut potem byliśmy w drodze do Ross. Holmes trzymał jeszcze wciąż w ręce kamień, który zabrał z lasu.
— Ten kamień powinienby pana zainteresować, Lestrade, — zauważył — nim to właśnie popełniono zbrodnię.
— Nie widzę na nim jednak żadnych śladów.
— Bo ich też niema.
— Więc skądże pan przychodzi do tego przypuszczenia?
— Pod spodem była świeża trawa, zatem kamień ten musiał tam leżeć od bardzo niedawna dopiero. Miejsca, skąd go wzięto, nie widać. Kształt jego pasuje zupełnie do ran. Innej broni niema żadnego śladu.
— A morderca?
— Jest to wysoki mężczyzna, który jest mańkutem, upada trochę na prawą nogę, nosi buty myśliwskie na bardzo grubych podeszwach i szary płaszcz, pali indyjskie cygara i używa cygarniczki a w kieszeni ma scyzoryk tępy. Jest jeszcze kilka innych wskazówek, ale te powinnyby wystarczyć, by nas naprowadzić na trop zbrodniarza.
Lestrade roześmiał się.
— Niestety — rzekł — należę wciąż jeszcze do niewiernych.