Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 04 - Ukryty klejnot.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto — rzekł — pański kapelusz, i pański ptak. Ale, ale — może mi pan powie, gdzie pan kupował swą gęś. Jestem amatorem ptactwa, a tamta gęś była wybornie utuczona.
— Bardzo chętnie, rzekł Baker, który tymczasem wstał i trzymał swą zdobycz pod pachą. Ja i kilku moich znajomych jesteśmy stałymi gośćmi gospody pod Alfą, w pobliżu Muzeum. Tego roku nasz poczciwy gospodarz Windigate postanowił, że każdy z nas za skromną opłatę kilku pensów tygodniowo otrzyma gęś na Boże Narodzenie. Płaciłem tę opłatę regularnie, a resztę już pan wiesz. Jestem panu bardzo wdzięczny za zwrot kapelusza, bo moja czapeczka szkocka nie odpowiada ani mojemu wiekowi ani memu stanowisku.
I złożywszy każdemu z nas uroczysty ukłon, oddalił się z komiczną powagą i dostojnością.
— A więc to jest pan Henryk Baker — rzekł Holmes, kiedy zamknęły się drzwi za naszym gościem. Z pewnością, nie domyśla się on niczego. Czy jesteś głodny, Watsonie?
— Nie bardzo.
— A więc proponuję, żebyśmy obiad odłożyli na później i szli po tropie, póki jest jeszcze ciepły.
— Bardzo chętnie.
Noc była bardzo zimna. Zawinęliśmy się w ciepłe płaszcze i szale. Gwiazdy lśniły chłodno na czystem niebie. Z ust przechodniów buchały kłęby pary. Ostro i głośno dźwięczały nasze kroki, kiedyśmy dążyli do celu. W kwadrans doszliśmy do gospody Alfa, niewielkiego zakładu w narożnym domu dzielnicy Bloomsbury.
Udaliśmy się do pokoju, przeznaczonego dla panów, gdzie Holmes zamówił u rudobrodego gospodarza w białym fartuchu dwa kufle piwa.
— Piwo pańskie — rzekł — musi być doskonałe, jeśli jest równie dobre, jak pańskie gęsi.
Moje gęsi?
Tak. Niema jeszcze pół godziny, jak rozmawiałem z panem Henrykiem Bakerem, który mi mówił o pańskich gęsiach.