Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 06 - Człowiek z blizną.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale dlaczego — zapytałem — nie zajmujesz się tą sprawą z Baker Street?
— Ponieważ tu właśnie zasięgam wszelkiego rodzaju wiadomości. Pani St. Clair oddała mi jaknajuprzejmiej dwa pokoje. Przekonasz się, że i ciebie, jako mego kolegę i przyjaciela, powita bardzo przyjaźnie. Bardzo mi przykro, Watsonie, że nie przywożę jej wiadomości o mężu. Otóż jesteśmy na miejscu! Hola, hej!
Zatrzymaliśmy się przed wielką willą, otoczoną ogrodem. Przybiegł chłopiec stajenny i zabrał konia. Wysiedliśmy i zmierzyli ku domowi po krętej, wązkiej, żwirowanej drodze. Kiedyśmy się zbliżali, drzwi się otwarły i na progu stanęła niewielkiego wzrostu jasnowłosa kobieta. Ubrana była w lekką jedwabną suknię, ozdobioną koronkami przy szyi i na rękawach. Postać jej odbijała wyraźnie w jaskrawem świetle, płynącem z pokoju. Przegięła się lekko naprzód z jedną ręką na klamce, podczas gdy drugą nieco podniosła jakby z tęsknoty i niecierpliwości. Zwróciła ku nam twarz z wyrazem zapytania w oczach i napół otwartemi wargami. Wyglądała, jak żywy znak zapytania.
No jakże tam sprawa? — zawołała.
Kiedy dostrzegła, że przychodzimy we dwóch, coś w rodzaju okrzyku nadziei uleciało z jej ust, ale zamarło w westchnieniu, kiedy mój towarzysz wstrząsnął głową i wzruszył ramionami.
— Niema żadnych dobrych wiadomości?
— Żadnych.
— Ale i złych niema?
— Nie.
— Dzięki Bogu. Niechże pan wejdzie, proszę. Musi pan być zmęczonym po dniu dzisiejszym.
— Przedstawiam pani swego przyjaciela, doktora Watsona. Już nieraz bywał on mi bardzo pomocny. Szczęśliwy traf sprawił, że mogłem go tu przywieźć i wtajemniczyć w naszą sprawę.
— Cieszę się, że mogę pana poznać, rzekła pani St. Clair i serdecznie uścisnęła mi rękę. Niech mi pan wybaczy, jeśli dziś dom mój nie zapewni panu wszelkich wygód. Wszak pan wie, jak srogi cios spadł na mnie niespodziewanie.