Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 07 - Odcięty palec.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo mi przykro, że pan na mnie czekać musiałeś, — rzekłem, zajmując za mojem biurkiem miejsce. — Jeśli dobrze zrozumiałem, przybywasz pan wprost z jakiejś nocnej podróży, co zazwyczaj bywa dość nudną rzeczą.
— O, tym razem powiedzieć tego nie można, — rzekł, śmiejąc się.
Śmiał się tak głośno i hałaśliwie, że aż przechylił się wtył na krześle i musiał trzymać się za boki. Było coś chorobliwego w tej przesadzonej wesołości, poznałem to natychmiast.
— Daj pan spokój, — zawołałem, — zapanuj pan nad sobą.
Nalałem mu wody z karafki, było to jednak bezskuteczne. Miał napad histeryczny, jak się to zdarza u natur bardzo silnych, które przebyły jakieś wielkie wzruszenie.
Zwolna uspokoił się i zaczerwienił teraz mocno z zakłopotania.
— Ależ się ośmieszyłem, — wymówił z trudem.
— Bynajmniej. Proszę, napij się pan. — Nalałem mu cokolwiek koniaku do wody a wkrótce krew napłynęła znów do pobladłej jego twarzy.
— To mi zrobiło dobrze, — rzekł. — A teraz, panie doktorze, może będziesz tak dobrym i obejrzysz mój wielki palec, a raczej miejsce, gdzie on był pierwej. Odwiązał chustkę i wyciągnął ku mnie rękę, której widok wstrząsnął moje nawet zahartowane nerwy. Obok czterech wyciągniętych palców, zamiast wielkiego, widniała głęboka krwawa jama, z której tenże widocznie odrąbany lub też ze stawu wyrwany został.
— Święty Boże! — zawołałem, — toż to okropna rana, musiałeś pan strasznie wiele krwi stracić.
— O, tak. Natychmiast, skoro się to stało, zemdlałem i zapewne musiałem czas dłuższy leżeć bezprzytomny. Krew płynęła mi jeszcze, kiedy przyszedłem do siebie i dlatego obandażowałem sobie staw ręki chustką, którą zacisnęłem o ile było można najmocniej za pomocą kółeczka z drzewa.
— Doskonale. Byłby z pana dobry chirurg, jak widzę. Rana została zadana w każdym razie jakiemś ostrem narzędziem?