Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 07 - Odcięty palec.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy tych słowach podniósł się z miejsca.
— Czekam pana zatem w Eyford o 11-ej minut 15.
— Stawię się punktualnie.
— I do nikogo ani słowa!
— Raz jeszcze obrzucił mnie podejrzliwem, nieufnem spojrzeniem — i wyszedł.
— Kiedy następnie w spokoju zastanowiłem się, byłem cokolwiek zdziwiony tem tak nieoczekiwanie otrzymanem zleceniem. Z jednej strony bardzo rad byłem naturalnie z wysokiego honoraryum, które dziesięciokrotnie przynajmniej przewyższało cenę, jakiej byłbym sam zażądał za tego rodzaju poradę; a dalej to zamówienie mogło mi w przyszłości przynieść dalsze. Z drugiej strony jednak twarz i zachowanie mego klienta nie budziły we mnie zaufania; tak samo jego objaśnienia co do konieczności mojego przybycia o północy i jego obawa, abym się nie wygadał przed kim, nie wydawały mi się zgoła wiarogodnemi. Ale wybiłem sobie z głowy wszelkie obawy i po porządnej kolacyi wybrałem się w drogę do Paddington, nie mówiąc nic nikomu o mojej wyprawie.
— W Reading przesiąść się musiałem nietylko do innego pociągu, ale nawet trzeba było przejechać z jednego dworca na drugi, mimo to trafiłem jeszcze na czas i wkrótce po jedenastej przybyłem na nędznie oświetlony mały dworzec stacyi Eyfort. Byłem jedynym wysiadającym tu pasażerem, a prócz zaspanego portyera z latarnią, nie widać było zresztą w poczekalni nikogo. Zaledwie jednak wyszedłem z dworca, spotkałem natychmiast dzisiejszego mego gościa, czekał na mnie po drugiej stronie dworca, która była pogrążoną w głębokiej ciemności. Nie wymówiwszy słowa, pochwycił mnie za rękę i wepchnął w otwarte drzwiczki powozu. Potem podniósł w górę obie szyby, zasunął firanki i powóz ruszył, co koń wyskoczy.
— Jeden koń? — przerwał Holms.
— Tak, tylko jeden.
— Czy mogłeś pan jego maść rozpoznać?