Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 08 - Pięć pestek z pomarańczy.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Żona moja bawiła chwilowo u swojej ciotki, ja zaś na czas jej nieobecności wróciłem do mego dawnego kącika przy Bakerstreet.
— Co to? — zapytałem nagle, podnosząc głowę. — Ktoś dzwoni na dole. Ktoby to mógł być o tej porze? Chyba tylko ktoś z przyjaciół twoich?
— Oprócz ciebie, Watsonie, nie mam żadnego, — odparł Holmes krótko — i jak wiesz nikogo nie zapraszam.
— A więc to jakiś klient!
— Zapewne. Dla drobnostki niktby się nie narażał na taką, jak dzisiejsza, niepogodę. Chociaż może to która z kumoszek, przyjaciółek mojej gospodyni.
Szerlok Holmes omylił się tym razem. Na schodach dały się słyszeć kroki i po chwili lekko zapukano do drzwi. Detektyw odwrócił szybko lampę w ten sposób, aby światło jej padło na puste miejsce, które miał zająć nieznany przybysz, i zawołał:
— Proszę!
Na to zaproszenie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł młody, około 22 lat wieku liczący, mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany, o ruchach elastycznych i wytwornych, znamionujących staranne wychowanie, w odzieży czystej i eleganckiej robił wrażenie człowieka obeznanego ze zwyczajami towarzyskimi. W ręku trzymał ociekający wodą parasol i błyszczący płaszcz gumowy. Oślepiony blaskiem lampy niespokojnie obejrzał się dokoła, a na bladej twarzy i w szafirowych oczach malował mu się wyraz troski.
— Przepraszam za tak późną i niespodziewaną wizytę, — rzekł, nakładając złote binokle — mam jednak nadzieję, że nie przeszkadzam panu. Nie chciałbym tylko wnieść śladów błota do tego miłego pokoju.