Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 11 - Lekarz i jego pacyent.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

który sam dla jakiegoś osobistego celu odwiedził pokój Blessingtona?
Przy świetle latarni ujrzałem na twarzy Holmesa uśmiech, którym przyjął moje wspaniałe wywody.
— I ja wpadłem na tę samą myśl, mój stary, odrzekł wesoło, ale musiałem wrócić honor doktorowi i uznać całkowitą prawdę jego opowiadania.
Ów piękny syn zostawił na schodach tak wyraźne ślady swoich stóp że dość mi było spojrzeć na nie, by wiedzieć, że tylko do niego należeć mogły. Obuwie jego jest szersze niż obuwie Blessingtona, i przynajmniej o półtora cala dłuższe od kamaszy doktora. Nie, mój drogi, szlachcic rosyjski i jego syn istnieją rzeczywiście i mają jakieś stare porachunki z tym wygą Blessingtonem. A teraz zaśpijmy tę sprawę. Jutro napewno dowiemy się stamtąd czegoś ciekawszego.
Przepowiednia Holmesa sprawdziła się aż nazbyt prędko i to w bardzo tragiczny sposób.
Następnego dnia o wpół do ósmej rano obudziły mię szybkie kroki w moim pokoju. Otworzywszy oczy, ujrzałem przy łóżku Holmesa w szlafroku jeszcze, z miną podnieconą i jakąś kartką w ręku.
— Watsonie, — rzekł, — na dole czeka na nas dorożka.
— Co się stało! — zawołałem, wytrzeźwiony odrazu.
— Chodzi o sprawę na Brookstreet.
— Czy jest co nowego?
— Prawdopodobnie coś nadzwyczajnego. Holmes otworzył okiennice i szary dzień zajrzał przez okna. — Patrz, kartka wydarta z notesu, a na niej nabazgrane ołówkiem: „Na miłość Boską przybywaj pan jaknajśpieszniej! P. T.“ Doktor pisał to widać w strasznem podnieceniu. Pośpiesz się, mój stary, to jest naglące wołanie o pomoc.
W kwadrans później jechaliśmy co koń wyskoczy do mieszkania doktora. Wypadł ku nam pobladły, zmieniony do niepoznania.
— Straszne rzeczy! — zawołał, chwytając się za głowę.
— Co się stało? — zapytaliśmy, przerażeni jego wyglądem.