chociaż w pewnych chwilach traciliśmy ślad z oczu, niedługo odnajdywaliśmy go znowu.
— Patrz, patrz — mówił Holmes, mając wzrok ciągle utkwiony w linię wyciśniętą kołami roweru — tu, w tem miejscu, jadący niewątpliwie zaczął przyspieszać szybkość jazdy. To widoczne i zupełnie zrozumiałe. Spojrzyj tylko na ten odcisk, w którym wyraźnie widać ślady obu kół: oba ślady są równie głębokie. Można to wytłómaczyć tylko w ten sposób, że jadący przeniósł ciężar swego ciała na kierownik i na koło przednie, jak to zawsze się dzieje, gdy chcemy szybciej jechać. Tam do djabła! A to co znowu? Przewrócił się?!
Ujrzeliśmy szeroki, nieregularny pas błota, który na przestrzeni kilku stóp zupełnie zalewał ślady kół roweru. Dalej widać było odciski nóg w błocie, potem ślad roweru pojawiał się na nowo.
— Prawdopodobnie poślizgnął się i upadł — zawołałem.
Holmes, zamiast odpowiedzi, podniósł w górę zgniecioną gałąź jakiegoś kwitnącego krzewu. Z niezmiernem przerażeniem zauważyłem, że wszystkie liście były splamione krwią. Teraz dopiero zauważyłem także na samej ścieżce i wśród trawy moczaru dwie ciemne plamy rozlanej krwi.
— Bardzo źle — zawołał Holmes — bardzo źle. Mój drogi Watsonie, ani kroku naprzód, zejdź na bok, jak możesz najdalej, aby nie za-
Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/136
Ta strona została skorygowana.