Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/147

Ta strona została skorygowana.

nie znajdziesz. Ale widzi pan dobrodziej, ja bardzo nie lubię takich panów, co bez mego pozwolenia obwąchują mi cały dom. To też bardzo się ucieszę, gdy szanowni panowie dobrodzieje zapłacą rachunek i zabiorą się jak najrychlej na cztery wiatry.
— No, no, panie Reuben... nie mieliśmy przecież żadnych złośliwych zamiarów! Oglądaliśmy tylko obiecane konie. Ale zdaje mi się, że będę się mógł dosztykutać na miejsce piechotą. To niedaleko? Prawda?
— Do samej bramy będzie niecałe dwa kilometry. Droga idzie tędy, w lewo.
Zapłaciliśmy i wyszli. Szynkarz przeprowadził nas nieufnym wzrokiem.
Nie uszliśmy jednak daleko. Na pierwszym zakręcie, który skrył nas przed szynkarzem, Holmes stanął i zwrócił się do mnie.
— W tym domu «ciepło» — jak mówią dzieci przy zabawie w chowanie chustki. Teraz czuję, że z każdym krokiem zbliżamy się do celu. Nie, nie, teraz nie mogę stąd odejść tak na sucho. Nie mogę w żaden sposób.
— Mógłbym przysiądz, — wtrąciłem — że ten człowiek wie o wszystkiem. Nigdy nie widziałem twarzy tak wybitnie łajdackiej.
— Takie zrobił na tobie wrażenie? Czekaj, z tego wzgórka zobaczymy jeszcze raz szynk i kuźnię. O, tam. Ciekawe to miejsce, bardzo ciekawe. Popatrzmy jeszcze trochę.