Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/184

Ta strona została skorygowana.

W pobliżu drzwi wisiała klatka z kanarkiem, rabuś nasz miał widocznie smak na ptaszka.
— Ale jakież to było zwierzę?
— Ba, gdybym to wiedział, badanie moje byłoby niezmiernie ułatwione. Zalewie mogę przypuszczać do jakiej należy rodziny, a i to niezbyt pewnie.
— I sądzisz, że zwierzę to pozostaje w jakimś związku ze zbrodnią.
— To jeszcze kwestya niewyjaśniona. Bądź co bądź, jak widzisz, zrobiłem już ładny krok naprzód. Dochodzimy do przekonania, że człowiek ten przyglądał się z ulicy kłótni między pułkownikiem a jego żoną, — okiennice nie były zamknięte, w pokoju paliła się lampa. Dalej widzimy, że towarzyszyło mu jakieś nieznane zwierzę, że przebiegł po trawniku i przez okno dostał się do pokoju i że zamordował pułkownika Barclay’a. To ostatnie nie jest zbyt pewne, bo nie jest także wykluczone, że pułkownik, zobaczywszy tylko przybysza, padł przerażony na ziemię i roztrzaskał sobie głowę o wystającą kratę kominka. Tę ranę z tyłu można różnie wytłómaczyć. Wiemy wreszcie, że nieproszony gość, wychodząc z pokoju, zabrał w niewiadodomym celu klucz od drzwi wchodowych.
— A jednak po tem, co powiedziałeś, sprawa wydaje mi się jeszcze mniej zrozumiałą, niż pierwej — wtrąciłem.
— Masz słuszność. Dowodzi to niewątpliwie,