Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/209

Ta strona została skorygowana.

— Ależ ja się wstydzę... Ale chcesz mnie zwieść, bo ja jestem tutaj dopiero od paru godzin... Wypaliłem parę fajek, może dwie, może trzy... nie wiem dobrze, ile. Pójdę jednak z tobą do domu, bo nie chcę, aby Kathi się bała, moja biedna Kathi. Podaj mi rękę. Czy masz dorożkę ze sobą?
— Tak jest, czeka na nas.
— To pojadę nią. Dobrze? Ale muszę być tutaj coś winien gospodarzowi. Zapłać za mnie, bądź tak dobry. Nie wiem, gdzie mi głowa stoi.
Aby ujść zabójczemu działaniu ohydnego dymu, poszedłem, wstrzymując oddech, między podwójnym rzędem tapczanów, szukając gospodarza.
Gdy przechodziłem koło postaci, siedzącej nad miską z żarem, poczułem nagle, że mnie ktoś chwyta za połę i jakiś cichy głos szepcze:
— Przejdź koło mnie, a potem obróć się i spojrzyj w moją stronę.
Spojrzałem, usłyszawszy wyraźnie te słowa, lecz nie mogłem się domyślić, od kogo pochodzą. Chyba rzucił je starzec, siedzący przy ogniu, lecz ten patrzył jak dawniej w popiół i węgle, zgarbiony wiekiem, z fajką, kołyszącą się między kolanami, jak gdyby dopiero co wysunęła się z drżących palców.
Poszedłem dwa kroki naprzód i obejrzałem się. W tej chwili musiałem zebrać całą przytomność umysłu, aby nie krzyknąć głośno. Sta-