Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/210

Ta strona została skorygowana.

rzec obrócił się tak, że nikt prócz mnie, nie mógł mu spojrzeć w twarz. Wyprostował się, zmarszczki zniknęły, przygasłe oczy zapłonęły ogniem. Człowiekiem, który siedział przy ogniu i najoczywiściej bardzo się cieszył z mego zdumienia, był Sherlock Holmes.
Dał mi znak, abym się zbliżył, a gdy obrócił twarz ku innym, ukazał się na niej znów dawny wyraz tępoty i starczego przygnębienia.
— Holmesie — szepnąłem — skąd ty tutaj, w tej norze?
— Tylko cicho — odpowiedział — nie potrzebujesz tak głośno mówić. Słyszę doskonale. Gdybyś był tak dobry, pozbyć się tego biedaka i odesłać go do domu, to byłbym bardzo rad pogawędzić z tobą parę chwil.
— Tam czeka na mnie powóz.
— To odeślij nim tego człowieka do domu. Nic mu się nie stanie. Jest za bardzo osłabiony i przytępiony, aby narobić jakiego bałamuctwa. Dobrzebyś także zrobił, donosząc swej żonie przez woźnicę, że mamy tutaj ze sobą do pogadania. Za pięć minut będę na dworze. Poczekaj na mnie, jeżeliś taki łaskaw.
Trudno było czegoś odmówić Holmesowi, już choćby dlatego, że prosił zawsze tak spokojnie i tak stanowczo. Zresztą miałem wrażenie, iż z chwilą, gdy Whitney usiądzie w powozie, aby udać się do domu, moje zobowiązanie względem jego żony jest spełnione.