Stanley Hopkins, młody ajent policyjny, o którego zdolnościach Holmes miał wielkie wyobrażenie. Stanley odpłacał mu za to podziwem i szacunkiem takim, jak może mieć chyba uczeń dla znakomitego nauczyciela.
Zaraz można było spostrzedz, że Hopkins jest nie w humorze. Usiał przy stole z miną bardzo niezadowoloną.
— Może pan co przekąsi?
— Dziękuję. Zjadłem już śniadanie. Noc spędziłem w mieście, bo przybyłem wczoraj, aby zdać raport.
— A o czem pan donosił?
— O tem, że mi się nie powiodło. Zupełnie nie powiodło, tym razem.
— Więc najmniejszego postępu?
— Żadnego. Ani na jotę.
— O, do licha! Chciałbym rzucić okiem na tę kwestyę.
— Dałby Bóg, aby tak się stało. To pierwsza sprawa, w której mogę się odznaczyć, a niestety znalazłem się u kresu mej mądrości bardzo szybko. Gdyby pan był tak łaskaw podać mi rękę...
— Ależ dobrze, dobrze. Jak to doskonale się składa, że czytałem już wszystkie doniesienia o całej kwestyi, aż do protokółu obdukcyi zwłok. Czytałem nawet dość uważnie. Ale, ale, cóż pan myśli począć z tym kapciuchem, które znaleziono na miejscu zbrodni? Podobno to pan sam
Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/63
Ta strona została skorygowana.