Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

od strony kraty żelaznej dochodził cichy, ale wyraźny odgłos kroków.
Ktoś stąpał po drodze. Potem nastała długa chwila ciszy, zacząłem się już obawiać, że wszystko, cośmy słyszeli było tylko fałszywym alarmem i złudzeniem zmysłów, gdy odezwał się znowu odgłos cichych, ostrożnych kroków, tym razem z drugiej strony chaty. Po chwili usłyszeliśmy także zgrzyt metalu i ciche uderzenia.
Nieznany człowiek usiłował wyłamać zamek przy drzwiach. Tym razem albo jego zręczność była większa, albo posiadał lepsze narzędzie, bo nagle odezwał się szczęk zardzewiałych zawias i trzeszczenie drzewa. Potem rozbłysła zapałka, w następnej chwili światło świecy napełniło wnętrze chaty. Przez firanki i kwiaty patrzyliśmy z zaciekawieniem na rozgrywającą się wewnątrz scenę. Nocny gość był młodym człowiekiem, wyglądał chorobliwie, był chudy, miał czarne wąsiki, wskutek których śmiertelnie blada twarz wydawała się jeszcze bielszą. O ile się zdawało, nie miał więcej jak lat dwadzieścia. Nie widziałem nigdy żadnej ludzkiej istoty, któraby budziła tak wielką litość wskutek przestrachu, jaki ją opanował. Zęby młodego człowieka szczękały głośno, drżał na całem ciele. Był ubrany jak gentleman, na głowie miał sukienną czapeczkę.
Obserwowaliśmy go, jak przestraszonym wzrokiem rozglądał się dokoła siebie. Postawił ka-