Strona:PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf/98

Ta strona została skorygowana.

Ale dokoła panowała zupełna cisza, przestrach ustąpił, nabrałem znowu odwagi. Obejrzałem się do koła, tam na półce nad książkami stała puszka cynkowa. Miałem do niej takie samo prawo jak Piotr Carey, zabrałem ją więc i wyszedłem z chaty. Tylko, jak nierozsądny głupiec, pozostawiłem na stole kapciuch z tytoniem.
Teraz opowiem panom najzabawniejszą część całej historyi. Ledwie wyszedłem z kabiny, usłyszałem nagle jakiś szmer. Cofnąłem się ze ścieżki i ukryłem się w poblizkich zaroślach. Jakiś człowiek skradał się ku chacie, wszedł do środka, krzyknął, jak gdyby zobaczył upiora, a potem zaczął uciekać nieprzytomny, gdzie go oczy niosły, aż wreszcie zginął w oddali. Kto to był, albo też czego chciał, nie umiem odgadnąć. Gdy już zniknął w ciemnościach nocy, ruszyłem w drogę; przeszedłem dziesięć mil piechotą, w Tunbridge Wells wsiadłem do pociągu i przybyłem do Londynu, nie wiele mędrszy niż pierwej.
Kiedy wreszcie znalazłem sposobność, aby otworzyć puszkę, przekonałem się, że nie było w niej pieniędzy, lecz papiery wartościowe. A papierów nie śmiałem sprzedawać. Tak więc straciłem noc nad Czarnym Piotrem, i zostałem w Londynie bez szylinga w kieszeni. Trzeba się było obejrzeć za jakiemś zajęciem. Wtedy to znalazłem to ogłoszenie, zachęciła mnie wysoka płaca, poszedłem do ajenta okrętowego,