Strona:PL Doyle - W obronie czci kobiecej.pdf/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt się nawet spodziewać nie mógł, jak szybko wzmógł się alarm. Gdyśmy się obejrzeli poza siebie, cały dom był oświetlony. Główne drzwi wchodowe stały otworem, a ciemne ludzkie postacie uganiały po drodze; cały ogród napełniony był ludźmi, a jakiś drab, ujrzawszy nas uciekających z werandy, począł przeraźliwie krzyczeć i pędzić za nami. Holmes znał drogę dokładnie, skręcił szybko w szkółkę młodych drzewek, a ja biegłem w jego ślady, a za nami zasapany nasz poprzedni prześladowca. Naraz stanęliśmy naprzeciw muru wysokiego na jakie sześć stóp, ale Holmes przesadził go jednym skokiem, czego próbowałem i ja, gdy wtem uczułem, że ciągnie mnie ktoś za nogę. Jednem kopnięciem uwolniłem się od niego i zleciałem na drugą stronę w jakieś cierniste krzaki. Holmes podźwignął mnie szybko i pomknęliśmy dalej przez pastwiska i rowy, a nasz prześladowca za nami. Dopiero przebiegłszy dobre dwie mile angielskie Holmes się zatrzymał i począł nadsłuchiwać. Poza nami panowała zupełna cisza. Uszliśmy szczęśliwie pościgu i mogliśmy już odetchnąć.


∗             ∗


Gdyśmy nazajutrz rano po owej pamiętnej nocy siedzieli przy śniadaniu, wszedł do naszego skromnego pokoju, z miną uroczystą i bardzo poważną pan Lestrade ze Scotland Yard.

— Dzień dobry, panie Holmes, dzień dobry —