Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Z nastaniem wieczoru burza stawała się coraz gwałtowniejszą, a w kominie wiatr jęczał i wzdychał, jak dziecię płaczące. Sherlock Holmes siedział znudzony przy piecu i znaczył okładki swych aktów kryminalnych, ja zaś tymczasem zagłębiłem się w znakomitym romansie morskim Clarka Russelsa. Szalejąca burza dostrajała się zupełnie do tekstu i zdawało mi się chwilami, że słyszę w chlupotaniu deszczu przeciągły szum fal morskich. Żona moja wyjechała w odwiedziny do ciotki, zająłem więc znowu dawne swe mieszkanie przy Baker-street.
— Słyszysz? — rzekłem nagle, spoglądając na mego przyjaciela, — ktoś dzwonił. Ktoby to mógł być? Może który z twych przyjaciół?
— Prócz ciebie, Watson, nie mam żadnego; zresztą nikogo do siebie nie zapraszam — odpowiedział.
— Jest to więc prawdopodobnie jakiś klient.
— Jeżeli tak jest rzeczywiście, to sprawa musi być niezmiernie ważną. Drobnostka z pewnością nie przyprowadziłaby tego człowieka tutaj przy takiej pogodzie i o takiej porze. Ale jest to prawdopodobnie stara ciotka gospodyni.
Sherlock Holmes mylił się. Dały się słyszeć kroki na schodach, aż wreszcie zapukał ktoś