Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam broń przy sobie.
— To dobrze. Jutro ja wezmę pana w obronę.
— Czy mam więc pana oczekiwać w Horsham?
— Nie, tajemnica pańska jest ukrytą w Londynie; tu muszę więc ją badać.
— W takim razie w najbliższych dniach pana odwiedzę i doniosę panu o skrzynce i papierach. Polecenie pańskie zostanie wykonane.
Podał nam rękę i pożegnał się. Tymczasem wiatr wył bezustannie a deszcz bił w szyby. Zdawało się, jak gdyby rozkiełzane żywioły przyniosły do nas dziwnego gościa, — którego teraz znowu pochłonęły.
Sherlock Holmes siedział milczący i w zamyśleniu wpatrywał się w czerwony żar w piecu. Następnie nałożył swoją fajeczkę, rozparł się wygodnie i wpatrywał się w wznoszące się kłęby dymu.
— Wiesz co, Watson, — odezwał się wreszcie — o ile mnie się zdaje, to na tak fantastyczny wypadek jeszcze nie natrafiliśmy.
— Rzeczywiście! Naturalnie prócz „Znaku Czterech.“
— Ja też go tu wyłączam. A jednak zdaje mi się, że John Openshaw znajduje się w większem niebezpieczeństwie, niż wtedy Scholtos.