Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz rano niebo się trochę wyjaśniło, a słońce przyćmione nieco przezierało przez szarą mgłę, zwykle panującą w wielkiem mieście.
Sherlock Holmes jadł już śniadanie, kiedy ja dopiero wstałem.
— Wybacz mi, że na ciebie nie czekałem — powiedział mi — ale będę miał dziś w sprawie młodego Openshawa wiele do czynienia.
— Jakie będą twe pierwsze kroki?
— Zależyć to będzie od wyniku moich wywiadów. Prawdopodobnie będę też musiał się udać do Horsham.
— A więc od tego nie zaczynasz?
— Nie, pierwsze swe kroki skieruję do City. — Proszę cię, zadzwoń, żeby służąca przyniosła ci kawę.
Wziąłem więc tymczasem do ręki nieczytaną jeszcze gazetę; wzrok mój padł na wiadomość, przy czytaniu której strętwiałem.
— Holmesie! — zawołałem — spóźniłeś się.
— Co? — odrzekł mi i odstawił filiżankę.
— Niestety przeczuwałem to! Ale jak się to stało?
Powiedział to niby spokojnie, ale poznałem, jak był głęboko wzruszony.
— Słuchaj więc, co dziennik pisze o tym wypadku: — „Tragedya na moście Waterloo.