Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.

by zobaczyć, co się dzieje poza memi plecyma. Zrazu wydawało mi się to niemożliwe, ale wkrótce wpadłam na pewien sposób. Moje kieszonkowe zwierciadełko było zbite, przyszła mi więc ta szczęśliwa myśl, aby kawałek szkła ukryć w chusteczce do nosa. Następnego razu skorom się zaczęła śmiać, trzymałam je przed oczyma, a przy pewnej zręczności byłam w stanie widzieć wszystko, co się pozamną znajdowało. Muszę wyznać, że byłam rozczarowana, bo nic nie zauważyłam. Takie przynajmniej było moje pierwsze wrażenie. Przy drugiem spojrzeniu atoli zobaczyłam jakiegoś człowieka, stojącego na gościńcu, nizkiego, o bujnym zaroście, w szarem ubraniu, który zdawał się ku mnie spoglądać. Ponieważ jest to główna droga komunikacyjna, więc widać na niej nieraz ludzi. Człowiek ten atoli stał oparty o ogrodzenie, otaczające posiadłość, i patrzył pilnie ku oknu. Odjęłam chusteczkę od twarzy i spojrzałam na panią Rucastle; oczy jej były badawczo na mnie skierowane. Nic nie powiedziała, a jednak jestem pewną, że ona domyśliła się mego podstępu ze zwierciadłem i widziała, co się zamną działo. Natychmiast powstała.
— Jephro, rzekła, oto na drodze stoi jakiś bezczelny łotr i patrzy na pannę Hunter.
— Chyba nie jest to jakiś znajomy pani, panno Hunter? zapytał on.