Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, ja nie znam nikogo w tej okolicy.
— Nie, co za zuchwałość! Proszę, niech się pani odwróci i da mu znak, że powinien się oddalić.
— Byłoby może lepiej na sprawę tę nie zwracać uwagi.
— Nie, nie; bo inaczej będzie się on ciągle tu kręcił. Proszę, niech się pani odwróci i da mu znak odmowny.
— Uczyniłam to, a w tej samej chwili jpuścił pan Rucastle ruletę. Stało się to przed sygodniem, a od tego czasu nie potrzebowałam tuż siedzieć przy oknie ubrana w błękitną suknię, nie widziałam też już tego człowieka na ulicy.
— Proszę pani opowiadać dalej, wtrącił Holmes, opowiadanie pani zapowiada się niezwykle zajmująco.
— Boję się, że jest ono bardzo chaotyczne; być może, że rozmaite wypadki, do których omówienia teraz przystępuję, w bardzo małym związku ze sobą pozostają. Zaraz pierwszego dnia zaprowadził mnie pan Rucastle do małego domku, który stoi przy wejściu do kuchni. Zbliżając się, słyszałam głośny brzęk łańcucha i szmer, jak gdyby wewnątrz poruszało się jakieś wielkie zwierzę.
— Niech pani tędy popatrzy, rzekł pan Rucastle i wskazał mi szczelinę między dwoma deskami. Czy nie jest to wspaniały okaz?