Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

tego tak zwykle uprzejmego i miłego człowieka. Policzki jego były zaczerwienione, brwi groźnie zmarszczone, a ze wzburzenia wystąpiły mu silnie żyły na skroniach. Zamknął drzwi i zbiegł poza mną po schodach, nie zaszczyciwszy mnie ani słowem ani spojrzeniem.
— Podnieciło to moją ciekawość, dlatego najbliższą przechadzką, jakie odbywałam z małym, pokierowałam tak, że miałam na oku okna w tej części domu. Było ich cztery w jednym rzędzie, z których trzy były zupełnie kurzem pokryte, podczas gdy przy czwartem była zamknięta okiennica. Pokoje, do których należały, były widocznie niezamieszkałe. Kiedy się tak tam i napowrót przechadzałam, a przy tej sposobności przypatrywałam się oknom, wyszedł do mnie pan Rucastle; rysy jego miały znowu wesoły, miły wyraz, jak zwykle.
— Ach, przemówił do mnie, niech mnie pani nie uważa za człowieka bez wychowania za to, że bez słowa przebiegłem obok pani, moja kochana panienko. Miałem pełną głowę różnych spraw.
— Zapewniłam go, że mu wcale nie wzięłam tego za złe.
— Pan zdaje się mieć tam na górze cały szereg nadliczbowych pokoi, mówiłam dalej, a w jednym z nich jest okiennica zamknięta.