Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/115

Ta strona została uwierzytelniona.

mieszkałego skrzydła, odpowiedziałam. Ale tam jest tak samotnie i pusto przy tem ponurem oświetleniu, że ogarnął mnie nagle lęk i jak najprędzej zawróciłam. Ach, tam wewnątrz taka straszliwa panuje cisza!
— Nic więcej? zapytał i spojrzał przy tem bystro na mnie.
— A co pan przez to rozumie? zapytałam.
— Czy wie pani, w jakim celu ja zamykam te drzwi?
— Tego rzeczywiście nie wiem.
— Ażeby nikt niepowołany tam nie wchodził. Rozumie pani? Przytem ciągle jeszcze pełen uprzejmości uśmiech spoczywał na jego rysach.
— Ależ z pewnością, gdybym była wiedziała, to...
— Niechże więc będzie to pani teraz wiadome; a jeśliby pani znowu ten próg przekroczyła, — przytem uśmiech jego zmienił się w pełen wściekłości syk i spojrzał na mnie z dyabelskim wyrazem twarzy, — to rzucę panią psu na pożarcie.
— Byłam tak przerażoną, że nie mogę powiedzieć, co uczyniłam. Prawdopodobnie pobiegłam obok niego do mego pokoju. Kiedy przyszłam znowu do siebie, leżałam na swojem łóżku i drżałam na całem ciele. Wtedy mi przyszedł pan na myśl, panie Holmes. Nie