Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Weszliśmy po schodach na górę, otworzyli drzwi, przeszli przez korytarz i stanęli wreszcie przed zatarasowanemi drzwiami, które nam panna Hunter opisała. Holmes przeciął powróz i usunął założoną sztabę. Następnie próbował różnymi kluczami otworzyć drzwi, ale bezskutecznie. Z zewnątrz nie dochodził nas żaden głos, a wskutek tej ciszy zasępiły się rysy Holmesa.
— Nie chcę przypuszczać, żebyśmy przybyli za późno, rzekł. Wejdziemy tam raczej bez pani, panno Hunter. Oprzyj się więc, Watsonie, plecyma o te drzwi, a zobaczymy, co tu się da zrobić.
Były to stare, chwiejące się drzwi, które natychmiast uległy naszemu wspólnemu naporowi. Wkroczyliśmy razem do pokoju. Był zupełnie pusty. Wązkie łóżko składane, mały stolik i kosz na bieliznę stanowiły całe urządzenie. Górny otwór był otwarty, a uwięzionej nie było.
— Tutaj zaszło jakieś łotrostwo, rzekł Holmes, czcigodny ojczulek odgadł zamiary panny Hunter i uprowadził swoją ofiarę.
— Ala jak?
— Przez górny otwór. Zaraz zobaczymy, jak on to urządził.
Wspiął się przy tych słowach na dach.
— Tak jest, zawołał, widać tu długą, lekką