Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/123

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja mam rewolwer przy sobie, rzekłem.
— Zamknijmy raczej drzwi od domu, poradził Holmes, i natychmiast zbiegliśmy wszyscy po schodach. Byliśmy jeszcze w sieni, gdy usłyszeliśmy szczekanie psa, a wkrótce potem głośne wołanie o pomoc. Jakiś stary człowiek o czerwonej twarzy i ociężałych ruchach wyszedł, zataczając się, z bocznych drzwi i wołał:
— Kto wypuścił psa?! Od dwu dni nie dostał on żadnego jedzenia. Prędko, prędko na pomoc, póki czas jeszcze!
Rzuciłem się z Holmesem ku drzwiom i biegliśmy przez podwórze, a Toller za nami. Potężna, wściekła głodna bestya zatopiła swój czarny pysk w szyi pana Rucastle’a, który jęcząc wił się na ziemi. Podbiegłem i wypaliłem psu w głowę. Padł nieżywy, ale jego ostre, białe zęby tkwiły jeszcze w potężnych fałdach szyi pana Rucastle’a. Z trudnością oderwaliśmy go od ofiary i zanieśliśmy poranionego, żywego wprawdzie, ale strasznie pokąsanego do domu. Ułożyliśmy go na kanapie w mieszkalnym pokoju, a kiedyśmy otrzeźwionego tymczasem Tollera posłali z zawiadomieniem o tym wypadku do jego żony, zrobiłem, co mogłem, by złagodzić cierpienia zranionego. Staliśmy wszyscy wokoło niego, kiedy drzwi się otwarły i weszła do pokoju wysoka, chuda kobieta.