Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

być, co z tak wielką ostrożnością ukryli starzy Musgrave’owie. Wprawdzie znalazłem nieszczęśliwego Bruntona, ale pozostawało mi jeszcze do wyjaśnienia, w jaki sposób poniósł śmierć i w jakim stopniu miało dziewczę zaginione udział w tej sprawie.
— Usiadłem na beczce, która stała w kącie, i począłem dokładnie nad całą tą sprawą rozmyślać. Ty znasz, Watsonie, moją metodę w takich wypadkach. Staram się zawsze postawić w położenie tego człowieka, o którego chodzi, i wziąć pod uwagę należycie jego umysłowe zdolności; a następnie zastanawiam się nad tem, co ja w takich warunkach uczyniłbym. To zaś, że mogłem liczyć na wielki rozsądek Bruntona, ułatwiało mi niezmiernie sprawę; potrzebowałem wyjść tylko z twego stanowiska. Brunton wiedział, że coś kosztownego jest tam ukryte; wykrył to miejsce, ale kamień, który je zamykał, był za ciężki, żeby człowiek jeden mógł go podnieść. Cóż miał więc on czynić? Czy miał kogoś z zewnątrz prosić o pomoc? — Nawet gdyby miał kogoś, komuby zdołał zawierzyć, musiałby był przecie otworzyć bramę, a przy tem mógł się bardzo łatwo zdradzić. O wiele lepiej więc było dla niego, żeby ktoś mieszkający wewnątrz domu udzielił mu pomocy. Kogo więc mógł użyć do tego? — Dziewczyna była