Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

mowy nie mogę tracić mego czasu, panie Holmes. Jeśli potrafi pan człowieka tego schwytać, niech pan to uczyni i mnie o tem uwiadomi, kiedy się to stanie.
— Z pewnością, odparł Holmes, podszedłszy ku drzwiom i zamknąwszy je. A więc powiem panu, że go już schwytałem.
— Co! Gdzie? wyjęknął Windibank, blady jak ściana, i oglądał się za wyjściem na wszystkie strony, jak mysz w pułapce.
— Niech pan się tylko nie gniewa, to panu nic nie pomoże, rzekł Holmes uprzejmie i spokojnie. Pan mi nie mogłeś ujść, panie Windibank. Sprawa jest przecież zbyt jasną, a pan zrobił mi bardzo zły komplement twierdząc, że ja nie jestem w stanie rozwiązać tak prostej zagadki. Niech pan będzie tylko łaskaw usiąść, a omówimy dalszą sprawę.
Gość nasz przybity tem opadł z powrotem na krzesło, a z trwogi perlisty pot wystąpił mu na czoło.
— Nie można mi za to nic zrobić! wyjęknął z trudem.
— Niestety nie. Ale mówiąc między nami, panie Windibank, taki bez serca, okrutny, samolubny występek prawie nigdy jeszcze mi się nie wydarzył. Pozwól mi pan krótko przedstawić stan rzeczy i poucz mnie pan, jeżeli się mylę.