Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

bok, aby napawać wzrok swój widokiem okolicy. Był to przecudny wiosenny dzień, na jasno-błękitnem niebie goniły się białe postrzępione chmurki, a wskutek jasnych słonecznych promieni powietrze zdawało się być przepojone czemś rozkosznie orzeźwiajacem. Wokoło zaś aż do dalekich wzgórz Aldershotu wyglądały wszędzie czerwone i szare dachy zagród ze świeżej, młodej zieleni.
— Jakże miłe i piękne mają te domki położenie! zawołałem z zachwytem człowieka, który właśnie dopiero co zostawił za sobą chmury mgły londyńskiej.
Holmes atoli wstrząsnął poważnie głową.
— Wiesz Watsonie, — powiedział, należy to do ujemnych stron mego ustroju umysłowego, że muszę się zawsze patrzeć na wszystko z punktu widzenia tego wypadku, który mnie właśnie wtedy zajmuje. Ty na widok tych rozprószonych zabudowań odczuwasz tylko ich piękność. Ja natomiast muszę zawsze o tem myśleć, jak one są odosobnione i jak łatwo można w nich popełniać zbrodnie, które swej kary uchodzą.
— Boże dobry, zawołałem, któż mógłby na widok tych kochanych starych dworków myśleć o zbrodni?
— Mnie napełniają one zawsze pewnym lękiem. Na podstawie własnych doświadczeń