Strona:PL Doyle - Zaginiony footbalista (zbiór).pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

okrycie. Miała twarz piękną, śniadą o wyrazistych rysach, szlachetny, orli nos, błyszczące oczy i silne czarne brwi. Około wąskich delikatnych ust igrał straszliwy uśmiech.
— Tak jest, to ja jestem — odparła — ta, której złamałeś pan życie.
Milverton zaśmiał się. Lecz śmiech ten zdradzał śmiertelne przerażenie.
— Pani była zbyt uparta — odrzekł. Dlaczego doprowadziłaś mię pani do ostateczności? Zapewniam, że jabym muszki nie skrzywdził bez powodu, ale ja z tego żyję, więc cóż miałem uczynić? Ustanowiłem cenę zupełnie dla pani odpowiednią, a pani się uparła i nie chciała zapłacić.
— A pan posłałeś listy memu mężowi i tem go zabiłeś. Złamałeś serce najszlachetniejszemu człowiekowi, jaki żył kiedykolwiek na świecie, człowiekowi, któremu ja niegodna byłam zawiązać bucika! Czy pan pamięta, że przedwczoraj w nocy tu na tem miejscu, na klęczkach błagałam pana o litość, lecz pan w twarz mi się śmiałeś. I teraz usiłujesz się podobnie uśmiechać, lecz drżenie warg zdradza pańskie nędzne tchórzostwo. Tak, nie spodziewałeś się pan, mnie jeszcze raz tu zobaczyć, lecz ja zapamiętałam, gdzie można pana spotkać w cztery oczy. A więc panie Milverton, cóż pan teraz powiesz?
Oczy kobiety płonęły. Gniew i pogarda malowały się na pięknej twarzy. Stała przed nim dumna i pewna siebie.