Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

Logika Pitoux, nie będącą wcale odmienną od logiki ojca Fortiera, przekonała i wzruszyła prawie dzierżawcę.
— Nie mam czasu rozczulać się nad twoim losem — orzekł — zrób jeszcze wysiłek i wdrap się na Cadeta.
— Ależ — zauważył Pitoux — padnie on pod tym podwójnym ciężarem.
— Za pół godzinki najwyżej, będziemy u ojca Lefranca.
— Kochany panie Billot, zdaje mi się — powiedział Pitoux, że to zupełnie niepotrzebne, abym i ja tam jechał.
— Dlaczego?
— Bo pan potrzebuje jechać do Dammartin, ale nie ja.
— Tak, ale potrzebuję, abyś jechał ze mną do Paryża. W Paryżu będziesz mi potrzebny. Masz silne pięście, a tam będzie ich nam potrzeba.
— A! a! — zawołał Pitoux, wcale nie zachwycony tą perspektywą — czy tak pan sądzisz?
I oparł się o Cadeta, a dzierżawca wciągał go nań jak worek z mąką.
Poczciwy dzierżawca ruszył w dalszą drogę, i tak dobrze używał cugli, kolan i ostróg, że jak obiecał — w niecałe pół godziny stanęli w Dammartin.
Wjechał do miasta przez małą, dobrze mu znaną uliczkę.
Skierował do domu ojca Lefranca i, zostawiwszy Pitoux i Cadeta na podwórzu — sam wbiegł do kuchni, gdzie zastał gospodarza, który wybierając się objechać pola, zapinał kamasze.
— Prędko, prędko, bracie! — zawołał Billot, zanim Lefranc miał czas wyjść z podziwienia — daj mi najsilniejszego z twoich koni..
— A więc Margot — odpowiedział ojciec Lefranc, jest właśnie osiodłana, bo chciałem sam jechać konno.
— Niech będzie Margot, uprzedzam cię tylko, że mogę ją zmarnować.
— Zmarnować Margot?... I dlaczegóż to?
— Bo muszę być koniecznie dziś wieczór w Paryżu — odparł Bllot ponuro.
I zrobił znaczący ruch.
— Zmarnuj zatem Margot, — powiedział ojciec Lefranc — dasz mi za nią Cadeta.
— Dobrze.
I szklankę wina.