Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Po chwili wszystko się wyjaśniło.
Dowiedziawszy się o dymisji Neckera, jakiś młody człowiek wypadł z kawiarni Foy, wskoczył na ławkę i wywijając pistoltem, zawołał
— Do broni!
Posłyszawszy ten okrzyk, wszyscy spacerujący po Palais-Royal otoczyli nieznajomego i zaczęli powtarzać:
— Do broni!
Powiedzieliśmy już, że wszystkie obce pułki zebrane były dokoła Paryża.
Zdawałoby się, że to najście cudzoziemców.
Nazwiska tych pułków raziły uszy francuzów: Reynac, Salis, Samade, Diesbach, Esterhasy, Ramer!...
Dość je było wymienić tłumowi, aby zrozumiał, że to wszystko siły wrogie.
Młody człowiek tak też zrobił.
Oznajmił nadto, że Szwajcarowie, obozujący na polach Elizejskich z czterema armatami, mieli tego jeszcze wieczoru wkroczyć do Paryża, na czele dragonów księcia de Lombesq.
Zerwał liść z kasztana i przypiął go do swego kapelusza, jako kokardę.
W tejże samej chwili wszyscy obecni poszli za jego przykładem.
Trzy tysiące osób, w przeciągu dziesięciu minut, ogołociło z liści drzewa Palais-Royal.
Rano nazwisko młodzieńca było nieznane, wieczorem było na wszystkich ustach.
Młody ten człowiek — zwał się Kamil Desmoulins.
Zapoznawano się z nim, zaprzyjaźniano, ściskano go i całowano.
Następnie orszak ruszył dalej.
Podczas chwilowego przystanku, ciekawość tych, którzy nie mogli nic dojrzeć pomimo wspinania się na palce, przysporzyła amatorów biednej Margot, tak, iż w chwili ruszenia biedne stworzenie literalnie zapadło się pod ciężarem.
Na rogu ulicy Richeleiu, Billot spojrzał po za siebie.
Margot nie istniała.
Westchnął na uczczenie pamięci nieszczęśliwego stworzenia.
Potem, jak mógł najgłośniej zawołał trzy razy: Pi-