Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

Firanki rozchyliły się i ukazał się doktór, prawie tak blady, jak Andrea.
— Oto on — wyrzekł Ludwik.
Na widok Gilberta hrabina się zachwiała. Nogi ugięły się pod nią. Pochyliła się w tył, jak kobieta mająca zemdleć, i tylko dzięki fotelowi, o który się wsparła, stała w postawie ponurej, zdrętwiałej.
— Pani! — powtórzył Gilbert, kłaniając się jej uniżenie — pozwól, że ponowię przed panią pytanie, jakie pani zadał Jego Królewska Mość?
Wargi Andrei się poruszyły, ale z ust nie wyszedł żaden dźwięk.
— Cóżem pani uczynił, że rozkaz pani wtrącił mnie do straszliwego więzienia?
Andrea na ten głos skoczyła, jakby jej serce pękło.
Poczem nagle, zwracając na Gilberta wzrok zimny, jak u węża, wyrzekła:
— Ja pana nie znam.
Ale kiedy wymawiała te wyrazy, Gilbert tak uporczywie na nią patrzył, taką nieprzezwyciężoną śmiałość nadał swym źrenicom, zapłonęły one takiemi błyskami, że hrabina spuściła oczy.
— Hrabino — rzekł król z lekką wymówką — widzisz dokąd prowadzi nadużywanie podpisu? Pani więc nie znasz tego pana, sama to przyznajesz? pan ten jest uczonym doktorem i człowiekiem, któremu nie masz nic do zarzucenia.
Andrea podniosła głowę i rzuciła na Gilberta spojrzenie królewskiej wzgardy.
Gilbert pozostał spokojny i dumny.
— Powiadasz więc — mówił dalej król — że, nie mając nic przeciw panu Gilbertowi, że kogo innego chcąc dosięgnąć, niewinnego obarczyłaś pani karą. Hrabino, to bardzo źle.
— Najjaśniejszy Panie! — wyrzekła Andrea.
— O! — przerwał król, który drżał już na myśl, iż może sobie narazić faworytkę królowej — wiem, że nie masz złego serca; że jeśli kogo nienawidzisz, to musi na to zasługiwać; ale na przyszłość nie powinny się powtarzać takie omyłki.
Poczem, zwracając się do Gilberta, rzekł:
— Cóż chcesz, doktorze, to wina raczej czasów, niż lu-