Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

— Czy zdatne do jedzenia! — powtórzył Pitoux. — Pewno, że zdatne, toćto maszki i drozdy przecież.
— A gdzieżeś je ukradł?...
— Nie ukradłem, ale poprostu złapałem.
— Na bagnie.
— Co to jest bagno?
Pitoux spojrzał, mocno zdziwiony, na ciotkę. Nie mógł wierzyć, aby mogło być na świecie tak głupie stworzenie, któreby nie wiedziało — co to bagno.
— Co to bagno? — powtórzył. — No bagno, to jest bagno.
— Tak, ale ja nie wiem, co to takiego.
Ponieważ Pitoux bardzo był względny na wszelkie nieświadomości, objaśnił zatem:.
— Bagno, jestto błoto w lesie, dokoła którego obsadza się gałązki z lepem; gdy ptaki pić przychodzą, na to się łapią i kwita.
— Na co się łapią?
— Na lep.
— Aha! rzekła ciotka Aniela — teraz to rozumiem, ale skądżeś wziął pieniędzy na to?
— Pieniędzy? — zawołał zdziwiony Pitoux, że go posądzano o posiadanie mamony — pieniędzy ciotko Anielo?
— Tak.
— Nikt mi nie dawał żadnych pieniędzy...
— Za co żeś kupił lepu?
— Sam go zrobiłem.
— A gałązki?
— Także sam zrobiłem...
— A zatem te ptaki...
— Co takiego, te ptaki?
— Nic cię nie kosztują?
— Oprócz fatygi nachylania się po nich...
— Często można chodzić na te bagna?
— Codzień chociażby.
— No to dobrze.
— Można, ale nie trzeba...
— Nie trzeba... czego?
Chhodzić tam codziennie.
— Z jakiej przyczyny?
— Bo to rujnuje.
— Rujnuje? kogo rujnuje?...