Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

mnie prawie to na jedno wychodzi, bo zostałem wypędzony.
— Przepraszam — odrzekła, śmiejąc się Billot — brak panu przyjemności opłakiwania pani Anieli.
I Katarzyna znowu zaczęła się śmiać w najlepsze, co oburzyło Pitoux.
— Czyż pani nie słyszała, że mnie wypędza? — zawołał zrozpaczony.
— Tem lepiej — rzekła dziewczyna.
— Szczęśliwa pani, panno Billot, że się tak śmiać jesteś wstanie, dowodzi to, że nieszczęścia bliźnich, nie robią na pani wrażenia.
— A któż to panu powiedział, żebym cię nie żałowała, gdybyś miał prawdziwe zmartwienie?...
— Żałowałaby mnie pani w takim razie?... Ale czyż pani nie wie, że ja nie posiadam żadnych środków do życia?
— Tem lepiej — rzekła dziewczyna.
— Tem lepiej?... — powtórzył, a przecież jeść potrzeba, ja zawsze jestem głodny.
— A czy nie chcesz pan pracować, panie Pitoux?
— Pracować, jak? Pan Fortier i ciotka Aniela, ciągle mi powtarzali, żem do niczego nie zdolny. Ach! gdyby byli mnie oddali do terminu, do jakiego rzemieślnika, zamiast kierować na księdza. Bezwarunkowo, panno Katarzyno — rzekł Pitoux, z ruchem pełnym rozpaczy — bezwarunkowo, jakieś przekleństwo ciąży nade mną.
— Niestety! — powiedziała ze współczuciem młoda dziewczyna, bo znała, tak dobrze jak wszyscy, smutną historję Pitoux — jest w tem, co mówisz trochę prawdy, kochany panie Aniele; ale... dlaczegóż nie próbujesz jednej rzeczy?
— Jakiej? — zapytał Pitoux, czepiając się, jak tonący brzytwy, tych słów panny Billot, jakiej rzeczy proszę pani?
— Masz pan opiekuna, jak mi się zdaje?
— Pana doktora Gilberta.
— Był pan kolegą jego syna, ponieważ był on z panem w szkole ojca Fortiera.
— I nieraz nawet osłoniłem go od kary...
— A zatem, dlaczegóż nie odniesiesz się do jego ojca? on pana napewno nie opuści.