Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/322

Ta strona została przepisana.

kiedy przypomniałem sobie wszystko to złe jakie wyrządziła i mnie samemu...
— Tobie!... A cóż ona mogła zrobić tobie?...
— Zbałamuciła i zgubiła mego brata, który był księdzem; uciekła z nim ze swego klasztoru.
— Z twym bratem?...
— Tak... Brat mój był pierwszym jej kochankiem; ona też była przyczyną jego śmierci. O!... mój ojcze, miej litość!... nie patrz tak na mnie!... A!... więc jestem takim grzesznikiem!... O!... więc mi nie przebaczysz?...
Mnich zmienił wyraz twarzy.
— I owszem — rzekł — przebaczę ci, jeżeli mi powiesz wszystko.
— O!... — zawołał kat — wszystko!... wszystko!... wszystko!...
— To odpowiadaj... Jeżeli zbałamuciła twego brata... Powiedziałeś, że go zbałamuciła, nieprawdaż?...
— Tak.
— Jeżeli przyczyniła się do jego śmierci... Powiedziałeś, że się przyczyniła do jego śmierci?...
— Tak — powtórzył kat.
— W takim razie nazwisko tej młodej kobiety musi ci być wiadome.
— O!... mój Boże!... — rzekł kat — mój Boże!... zdaje mi się, że już umieram. Rozgrzeszenia, mój ojcze!... rozgrzeszenia!...
— Powiedz mi jej nazwisko!... — zawołał mnich — a dam ci rozgrzeszenie.
— Nazywała się....mój Boże!... ulituj się nade mną!.. — wyszeptał kat i upadł na łóżko blady, drżący, podobny do człowieka umierającego.
— Nazwisko jej!... — powtórzył mnich, nachylając się nad nim, jak gdyby chciał wyrwać mu to nazwisko niewyrzeczone — nazwisko jej!... nazwisko!... albo nic z rozgrzeszenia!...
— Anna de Bueil — wyszeptał ranny.
— Anna de Bueil!... — zawołał mnich, wyprostowując się i podnosząc obie ręce ku niebu.
— Tak... tak się nazywała... a teraz daj mi rozgrzeszenie, bo umieram...
— Ja rozgrzeszyć cię mam?... — zawołał ksiądz ze śmiechem, na który włosy powstały na głowie konające-