Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/96

Ta strona została przepisana.

— Tak, panie, w tej chwili — rzekł Bazin — ale nie mogłem tak zaraz wszystkie...
— Bo zawsze myślisz, że ciągle masz swój kosztur kościelny na ramieniu — przerwał mu Aramis — i że zaczytujesz się w brewiarzu... Otóż uprzedzam cię, że, jeśli skutkiem czyszczenia wszystkich rzeczy, które są w kaplicy, zapomnisz trzymać moją szpadę w porządku, rozpalę wielki ogień ze wszystkich twoich obrazów świętych i ciebie na nim upiekę.
Bazin, zgorszony, przeżegnał się trzymaną w ręku butelką. D‘Artagnan zaś, bardziej, niż kiedykolwiek, zdziwiony tonem i obejściem opata d‘Herblay, tak rażąco innem, niż to, jakie cechowało ongiś muszkietera Aramisa, wlepił zdumione oczy w twarz przyjaciela.
Bazin nakrył prędko stół serwetą adamaszkową, a na niej ustawił tyle rzeczy złoconych, pachnących i apetycznych, że d‘Artagnan osłupiał.
— Chyba musiałeś się kogo spodziewać?... — zagadnął oficer.
— E... — rzekł Aramis — zawsze się to ma od przypadku; zresztą wiedziałem, że mnie szukasz.
— Od kogo?...
— Od jegomościa Bazina, który wziął cię za djabła... i który tu przyleciał, ażeby ostrzedz mnie o niebezpieczeństwie, grożącem mej duszy, gdybym znów wpadł w takie złe towarzystwo, jak oficera muszkieterów.
— O!... panie! — odezwał się Bazin z rękami złożonemi i tonem błagalnym.
— No! bez obłudy!... Wiesz, że tego nie lubię. Lepiejbyś otworzył okno i spuścił chleba, kurczaka i butelkę wina swemu przyjacielowi Planchetowi, któremu już ręce puchną od klaskania.
W istocie, Planchet, zaopatrzywszy swe konie w siano i owies, wrócił pod okno i dwa, czy trzy razy powtórzył znak umówiony.
Bazin spełnił rozkaz, przywiązał do sznura trzy wskazane mu przedmioty i spuścił je Planchetowi, który, więcej nie pragnąc, oddalił się zaraz do szopy.
— Teraz jedzmy kolację — odezwał się Aramis.
Przyjaciele zasiedli do stołu i Aramis zaczął rozkrawać kurczęta, kuropatwy i szynkę ze zręcznością iście gastronomiczną.