Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/115

Ta strona została przepisana.

nie się rozjaśniło, myśl jakby się wzmocniła; dostrzegła jakby ruch jakiś w lustrze.
Były to drzwi do salonu otwierające się pocichu.
W tych drzwiach cień się ukazał.
Palce Andrei zbłąkały się na klawiszach.
A jednak zjawisko bardzo było naturalnem przecie.
Cień, trudny do poznania, bo pogrążony jeszcze w mroku, mógł być wszakże cieniem pana de Taverney lub Nicoliny, lub też starego La Brie, który przed udaniem się na sgpoczynek zwykł był wałęsać się po pokojach.
Snać jednak oczami duszy odgadła młoda dziewczyna, że nie była to żadna z tych trzech osób.
Cień zbliżał się wolnym krokiem i coraz stawał się wyraźniejszym, a gdy wszedł nareszcie w jasny krąg świecy, panna de Taverney poznała w nim cudzoziemca o przerażająco bladej twarzy, w czarnem aksamitnem ubraniu.
W tajemniczych widocznie jakichś celach zrzucił ubranie jedwabne, które nosił zwykle.[1]

Andrea usiłowała cofnąć się i krzyknąć, ale Balsamo wyciągnął ku niej ręce i stanęła jak wryta.

  1. Wiadomo, że jedwab jest złym przewodnikiem elektryczności Osobę, mającą ubranie z jedwabiu prawie niepodobna jest zmagnetyzować.