Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/6

Ta strona została skorygowana.

sza ponad znużonym światem płaszcz lazurowy, usiany gwiazd miljonami.
Wszystko zwolna milknie, wszystko usypia na ziemi i w powietrzu.
Wśród tej uroczystej ciszy tylko mała Selz, czyli Selzbach, jak ją nazywają okoliczni mieszkańcy, szemrze niestrudzona w cieniu jodeł nadbrzeżnych, dniem i nocą dążąc do Renu, aby w głębinach jego utonąć.
Bieży z miłością i pośpiechem, nie zatrzymują jej ani skały, mchem miękkim wysłane, ani złociste piaski łożyska, ani ukwiecone brzegi; bieży szparko a cicho od Morsheim, gdzie wypływa, aż do Freiwenheim, gdzie jest jej kres.
Nieco powyżej źródła, od Albisheim do Kircheim-Poland, wije się droga, wyżłobiona między skałami i pełna wybojów. Droga ta nieco dalej, poza Danenfels, zmienia się w wąską ścieżynę i niknie u stóp Góry Piorunów, zwanej tak dlatego, że ją często ogień z nieba nawiedza.
Szóstego maja 1770 roku, w chwili kiedy słońce zachodziło poza wieżę katedry Strasburskiej, człowiek jakiś, jadący z Moguncji, zbliżył się do wioski Danenfels i skierował się pod górę ścieżką, dopóki była widoczną; gdy zaś wszelki jej ślad zaginął w zaroślach, zsiadł z konia i uwiązał go za uzdę do jodły, rosnącej na skraju dzikiego lasu.
Zwierzę zarżało niespokojnie, a cały las jakby drżenie przebiegło na odgłos tak tu niezwykły.
— No, no — wyrzekł nieznajomy — uspokój