Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/122

Ta strona została przepisana.

każdy poryw ambicyi, któryby mógł mu zachmurzyć jego lazurowe niebo. Z całą swobodą teraz mogąc koronowaną panią swego serca i myśli widywać w każdej porze i w każdem miejscu, szczęściem tępi się upajał.
Izabella zaś, jakkolwiek młoda jeszcze, była już tą Włoszką przewrotną, jaką się później wyraźnie okazała — z miłością wilczycy, a nienawiścią lwicy w sercu; znająca jeno samo uczucie namiętne, nie szukająca w życiu nic, jeno potężnych wzruszeń, w sytuacyach zwykłych była jakby nie na swojem miejscu, czuła się jakby nie swoją, jakby jej czegoś niedostawało, pustynią bez palących wichrów, oceanem bez burzy!...
A przytem piękna! Piękna na zatratę wszystkich dusz! I gdyby nie ten odblask piekielny, który czasami w jej oczach się przebijał, byłaby piękną, jak aniołowie niebiescy. Ktoby ją był widział tak, jak my ją teraz zobaczymy, leżącą na łożu, przy którem stoi klęcznik, a na onym klęczniku otwarta książka do modlenia, pomyślałby, że jest to najczystsza z, kobiet, oczekująca o poranku codziennej, macierzyńskiej pieszczoty! A przecież była to żona wiarołomna, oczekująca swego kochanka! A kochankiem tym był brat jej męża, pana i króla — dziś szalonego i umierającego!...
Wkrótce też uchyliły się drzwiczki, ukryte w obiciu, prowadzące do komnat królewskich. W drzwiczkach tych ukazał się książę Orleanu; zajrzał on ostrożnie, czy niema nikogo przy królowej, a widząc, że jest sama, wszedł, drzwi zamknął i szybko postąpił ku jej łożu. Był blady i wzruszony.
— Cóż ci to, piękny mój książę? — zapytała go Izabella, wyciągając ku niemu rękę z uśmiechem. — Powiedzcież, co wam dolega?
— Ach! pani ukochana! Cóż to mi mówią!? zawołał książę, przyklękając na jedno kolano przed ło-