Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/355

Ta strona została przepisana.

na to nieme zapytanie — tak! za prędko trochę usłuchałaś pani mojej propozycyi, boś nie zostawiła mi czasu do dokończenia wzniesionego toastu.
— Cóż jeszcze pozostawało do powiedzenia? zapytała Katarzyna z nieokreślonem uczuciem trwogi czy wzniesiony toast był niedokończony, czy źle go słyszałam? Wszakże mówiliście, panie, na cześć księcia Burgundyi...
— Tak, pani, lecz chciałem dodać: I niech Bóg ma większe miłosierdzie nad jego duszą, niż je ludzie mieli nad jego ciałem!
— Co pan mówisz!? — zawołała Katarzyna, patrząc błędnym wzrokiem i blednąc nagle — co pan mówisz!? — zapytała po raz, drugi z naciskiem.
Szklanka, którą trzymała w ręce, wypadła z zesztywniałych palców i rozprysła się w kawałki.
— Mówię — odpowiedział de Giac — że książę Jan Burgundzki przed dwoma, godzinami zamordowany został na moście pod Montereau.
Katarzyna krzyknęła okropnie, osunęła się i padła na fotel, poza nią stojący.
— Nie! to być nie może — zawołała z rozpaczą — to być nie może!
— Tak jednak jest — odparł zimno de Giac.
— Kto panu o tem powiedział?
— Sam go widziałem.
— Pan?
— Widziałem u nóg moich, słyszysz pani? Widziałem na własne oczy księcia, wijącego się w cierpieniach konania, widziałem krew, z pięciu zadanych mu ran płynącą, widziałem go umierającego bez księdza i bez nadziei zbawienia. Widziałem, jak usta jego miały wydać