Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/40

Ta strona została przepisana.

na ramieniu swej mamki; — oto widzisz przed sobą Jego Wysokość brata królewskiego. Tak, ma on żonę i powiedział, śmiejąc się, żonie tej: „Tam na ulicy de la Feronnerie, naprzeciw cmentarza niewiniątek, mieszka pewna biedna dziewczyna, która przyjmuje mnie co wieczór, podczas gdy jej ojciec śpi tam na górze... To nie do uwierzenia, jak mnie kocha to biedne dziewczę!...“
I Odetta poczęła śmiać się cierpko.
— Oto, co jej powiedział. I dlatego żona jego chce mnie obaczyć zapewne?
— Odetto! — przerwał gwałtownie książę — niech skonam natychmiast, jeżeli jest tak, jak mówisz! Wolałbym stracić sto tysięcy liwrów, aniżeli doczekać się tego, co się tu stało. O! przysięgam ci, że wykryję, kto zdradził nasze tajemnice, a biada temu, który sobie tak ze mnie zażartować pozwolił!...
Postąpił kilka kroków ku drzwiom.
— Dokąd idziecie, Książę? — spytała Odetta.
— Nikt w moim pałacu de Touraine nie ma prawa wydawać rozkazów, tylko ja sam; idę wydać rozkaz ludziom, czekającym tam na dole, aby odeszli natychmiast!
— Mości Książę, macie wszelkie prawo i władzę po temu, ale... ludzie ci poznają was, powiedzą księżnej, że was tu zastali, o czem ona nie wie może, a wtedy uważać mnie będzie za winniejszą, niż jestem dotąd... W takim razie zgubioną będę bez miłosierdzia.
— Ale ty nie pójdziesz do pałacu de Touraine?
— I owszem, Mości Książę, należy mi pójść koniecznie. Zobaczę ks. Walentynę i jeżeli ona ma tylko jakie podejrzenia, wyznam jej wszystko, upadnę do kolan i prosić będę o przebaczenie. Co do was, Książę, i wam ona przebaczy, a nawet przebaczenie łatwiej otrzymacie ode mnie!