Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/74

Ta strona została przepisana.

Tymczasem książę de Touraine, więcej może godny podziwu dla swej elegancyi i zręczności, niż dla swej siły, ze wszech stron nacierał na hrabiego, szukając mieczem słabych punktów zbroi i próbując przebić końcem miecza, czego nie spodziewał się przeciąć ostrzem. Dokoła nikt z widzów słowa nie śmiał wymówić; słychać było tylko uderzenia żelaza o żelazo. Zdawało się, że każdy wstrzymuje oddech i że całe życie tych tłumów nieruchomych skoncentrowało się w ich wzroku i przeszło w ich oczy.
Sympatye wszystkich i wszystkich życzenia były za księciem de Touraine, tembardziej, że nikt nie znał nazwiska jego przeciwnika. Głowa księcia, na którą padał cień tarczy, mogłaby była służyć artyście za model do św. Michała Archanioła. Zwykły u niego, obojętny wyraz twarzy znikł, oczy rzucały błyskawice, a włosy, pod powiewem wiatru rozpuszczone, tworzyły jakby aureolę dokoła pięknej tej głowy. Wargi, uchylone nerwowem skrzywieniem ust, odsłaniały lśniącą białość emalii równych, jak perły, jego zębów. Za każdem uderzeniem miecza przeciwnika, który bezustannie spadał na tarczę księcia, dreszcz przechodził wszystkich zebranych, jakby wszyscy ojcowie w nim jednym stracić mieli swego syna, wszystkie kobiety swego kochanka.
Nareszcie ochronna tarcza powoli nadwerężać się, zaczęła. Za każdem uderzeniem odskakiwał z niej kawałeczek stali, jakby wiór z drzewa. Niedługo też pękła ona i książę na ramieniu zaczął uczuwać razy, które dotąd spadały na tarczę; nakoniec miecz hrabiego, osunąwszy się po ramieniu, spadł na głowę, księcia i skaleczył go w skronie.
Wówczas książę de Touraine, widząc, że tarcza ta już nie może być obroną i że miecz jego był za słaby, aby mógł przeciąć zbroję przeciwnika, jednym skokiem