Wróciwszy do domu, Petrus ciekawy był dowiedzieć się, jak gość jego się urządził.
Lekko zapukał do drzwi, nie chcąc kapitana, gdyby spał, wybijać ze snu, ale prawdopodobnie nie spał, lub bardzo lekko, bo zaledwie dotknął drzwi, odezwał się z po za nich silny głos basowy:
— Proszę!
Berthaut był już w łóżku, z głową owiniętą w fular. Środek ten przedsiębrany był zapewne dla nadania włosom i brodzie gładkości. Trzymał w ręku wyjętą z bibijoteczki książkę, którą zdawał się rozkoszować.
Petrus ukradkiem spojrzał na książkę, aby nabrać wyobrażenia o literackich gustach swego chrzestnego ojca i przekonać się w jakiej szkole, nowej czy starej, więcej gustuje.
Piotr Berthaut czytał bajki Lafontainea.
— Aha! już w łóżku? rzekł Petrus.
— O! tak, jak widzisz.
— Czy wygodne łóżko?
— Nie.
— Czemu?
— My, stare wilki morskie, nawykli jesteśmy do sypiania twardo: to znaczy, mój chłopcze, że może mi tu będzie nazbyt puszysto, ale mniejsza o to, przyzwyczaję się.
Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego, nawet do dobrego.
Petrus zauważył w duchu, że jego chrzestny ojciec może zanadto często używa wyrażenia: „my, wilki morskie.“ Lecz ponieważ w rozmowie Piotr Berthaut jak widzieliśmy, był bardzo wstrzemięźliwy pod względem wyrażeń morskich, więc Petrus nie zrobił żadnej uwagi. I miał
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1532
Ta strona została przepisana.
I.
Sen Petrusa.